Miasta na zdecydowanie zbyt krótką chwilę

Podczas podróży po Apulii było kilka miejsc, które odwiedziłam dosłownie na chwilę. Jechałam gdzieś i były po drodze, a rozkład i plan dnia nie pozwalał zostać dłużej. W każdym przypadku była to jednak zdecydowanie zbyt krótka chwila. Akurat trafiałam na tak urokliwe miejsca, że nie pozostaje mi nic innego jak któregoś dnia tam wrócić.


Polignano a Mare

Pierwsze miejsce, do którego pojechałam zaraz po wyjściu z samolotu. Jechałam do Monopoli, ale zachęcona pozytywnymi opiniami o tej miejscowości postanowiłam na moment się zatrzymać. Z lotniska w Bari, pociągiem, jedzie się około 25-30 minut, a bilet kosztuje 2,50 euro.
Bardzo, bardzo żałuję, że byłam tam tylko chwilę. Miasto jest absolutnie niesamowite. Najsłynniejsze miejsce znajduje się w samym centrum i jest to plaża Cala Lama Monachile. Dlaczego jest taka słynna? Otóż z powodu przepięknego widoku. Położona jest pomiędzy dwiema skałami, do których przyczepione są budynki. Czyste morze o turkusowej barwie "wchodzi" pomiędzy tymi skałami w ląd i naprawdę robi to niesamowite wrażenie. Widok można podziwiać z mostu przy jednej z głównych ulic, via Pompeo Sarnelli. Stoimy na moście i nie możemy wyrazić słowa. Jest po prostu bajecznie.
Kiedy tak stałam, obok mnie stanęła jakaś para i nagle chłopak uklęknął i wyciągnął pierścionek. Zaskoczona dziewczyna po chwili zaczęła krzyczeć "Si! Si!", a ja nawet w tej chwili, gdy to piszę, mam łzy wzruszenia w oczach. Fantastyczne miejsce na tego typu wyznania!









W Polignano a Mare byłam tylko nieco ponad godzinę, tak naprawdę nie zobaczyłam wiele. Wolałam usiąść na kamieniach, patrzeć na miasto, morze. Poczuć klimat tego miejsca, zjeść najpyszniejsze włoskie lody, przez kilka chwil po prostu pocieszyć się, że tu jestem i że jest tak ślicznie.










Poza mostem i plażą odwiedziłam jeszcze pomnik Domenico Modugno - wykonawcy słynnego przeboju "Volare". Pomnik artysty jest niesamowicie pozytywny. Rozpostarte ramiona i morze w tle wywołują szeroki uśmiech na twarzy. Aż chce się śpiewać!
















Locorotondo

Miasteczko, które odwiedziłam właściwie z konieczności niż z chęci. Jechałam z Monopoli do Alberobello i nie dało się inaczej jak właśnie przez Locorotondo. Jednak ani trochę nie żałuję, że tam pojechałam, przeciwnie, podobnie jak w Polignano a Mare żałuję, że spędziłam tam tak mało czasu!
Z Monopoli pojechałam pociągiem do Fasano, a stamtąd autobusem do Locorotondo. Całość przejazdu zajęła mi mniej więcej 40 minut i zapłaciłam ok. 3 euro. Miałam jakieś półtorej godziny żeby troszkę "liznąć" miasteczka.



Zbudowane jest na planie koła i nazwa oznacza dosłownie "okrągłe miejsce". Nie jest zbyt znane, bo tak właściwie nie ma tu zbyt wiele do zwiedzania. Jednak naprawdę warto tu podjechać zwłaszcza, że od turystycznego Alberobello dzieli je tylko około 10 minut jazdy pociągiem. Przez to, że nie ma tu turystów, można w spokoju przechadzać się uliczkami, poczuć smak i zapach prawdziwych Włoch.



Urzekło mnie właśnie tymi spokojnymi bocznymi uliczkami i uśmiechniętymi ludźmi. Trafiłam tutaj w piątek, a jest to dzień targu. To idealny dzień na przyjazd, gdyż główne ulice i centralny plac zapełnione są straganami z najróżniejszymi rzeczami. Od ubrań, starocie, meble, aż po całą gamę owoców i warzyw. Wszyscy są radośni, podśpiewują, zagadują zupełnie nie nachalnie. Panuje bardzo przyjazna atmosfera, aż chce się kupować, zwłaszcza, że ceny również całkiem korzystne. Chciałam spróbować ogromnej figi. Była większa niż kiedykolwiek w życiu widziałam! Wyglądała jak połączone dwie figi, które normalnie możemy spotkać w sklepie. Kiedy chciałam zapłacić pan z uśmiechem powiedział, że to prezent i smacznego. Kupiłam za to cztery brzoskwinie - świeżo dojrzewające w południowym włoskim słońcu przez co ogromne, pyszne i aż ociekające sokiem! I zapłaciłam jedynie 1 euro :)












Oślepiająco białe, prześliczne i całkowicie puste uliczki. Taki obraz miasteczka mam ciągle przed oczami. Czysto, schludnie, na każdym kroku wiszące w oknach pranie, zadbane donice z kolorowymi kwiatami, drewniane okiennice, wyglądający z nich ludzie uśmiechający się serdecznie. Tak właśnie wyobrażam sobie Włochy, tak cały czas mi się kojarzą.





Idąc jedną z takich uliczek trafiłam do Chiesa Madre San Giorgio - kościół św. Jerzego, uznawanego za najważniejszy kościół w mieście. Wewnątrz możemy podziwiać piękne freski, odpocząć przez moment w przyjemnym cieniu świątyni. Jednak już po chwili ciągnie na zewnątrz. Bo Locorotondo naprawdę urzeka i przyciąga. Jest takie naturalne, niewymuszone, zwyczajne, a przez to takie urokliwe.






Trani

Zupełnie nie planowałam tu przyjeżdżać. Mój plan początkowo zakładał całkowicie inną trasę. Miałam jechać do Taranto, ewentualnie wrócić do Bari i spróbować odwiedzić Materę. Za namową hosta z Nardo zdecydowałam, że pojadę w stronę Bari i odwiedzę jakąś pobliską miejscowość. Wybór padł właśnie na Trani.
Rzecz jasna nie odbyło się to bez małych przygód. Jechałam z Lecce do Bari, a tam dopiero miałam mieć przesiadkę do Trani. I co zrobiłam? Wsiadłam do intercity zamiast do regionalnego pociągu. Bilet oczywiście jest w zupełnie innej cenie. Na swoje usprawiedliwienie miałam tylko to, że rozkład jazdy pokazywał, że pociąg ten zatrzymuje się w interesującej mnie miejscowości. Szybko zorientowałam się, że coś jest nie tak i zaczęłam szukać konduktora. Oczywiście usłyszałam, że na bilecie, który posiadam, nie mogę jechać tym pociągiem. Jednak znów pozytywnie zaskoczyło mnie podejście Włochów. Pan po krótkiej chwili namysłu stwierdził, że skoro już tu jestem, to w drodze wyjątku, mogę jechać. Dojechałam więc do Trani w komfortowych warunkach, sama w przedziale, po drodze ładując telefon :)




Jak w dwóch wcześniejszych przypadkach miałam tylko kilka godzin by zobaczyć miasto. Musiałam wrócić do Bari bo na późne popołudnie byłam tam umówiona z hostem. Jakbym wiedziała, że mnie wystawi (o czym pisałam w poście o Bari - KLIK!) to pewnie albo zostałabym w Trani albo tak bardzo bym się nie spieszyła. No ale nie wiedziałam więc musiałam dobrze wykorzystać czas, który przeznaczyłam na zwiedzanie.




Trafiłam w sam środek upału. Dodatkowo wszystkie atrakcje takie jak katedra czy zamek były zamknięte.

Ale... Jest to tylko dodatkowy powód by wrócić do tego miasteczka. Jest absolutnie prześliczne. I ponownie, jak w Locorotondo, jego największą zaletą jest kompletny brak turystów. Zupełnie nie rozumiem dlaczego, bo w mojej opinii, będąc tak blisko Bari po prostu trzeba tu przyjechać. Nawet nie tyle, że można czy warto. Trzeba! Dojazd pociągiem z Bari to około 40 min i płacimy 3,20 euro. Nie dużo, a taka strata jak się z tego nie skorzysta!





Bo Trani naprawdę zachwyca... Pięknym fortem, z którego można podziwiać z jednej strony całą panoramę miasta, a z drugiej morze o bajecznym kolorze. W tym miejscu czekałam 15 minut (!!!) aż pojawi się KTOKOLWIEK by zrobić mi zdjęcie. W międzyczasie sama pstrykałam jak szalona :)







Zachwyca ciasnymi, pustymi uliczkami. Czasem aż tak ciasnymi że ciężko by minęły się dwie osoby. Te uliczki to idealne miejsce by zgubić się, zatracić, podziwiać balustrady mieszkań przystrojone pięknymi, kolorowymi kwiatami. Są idealne by zyskać trochę cienia, usiąść z ogromną porcją lodów i po prostu odpocząć.




Zachwyca również nabrzeżem z małymi restauracjami serwującymi przysmaki regionalne. Można spróbować czegoś pysznego, a w międzyczasie rozkoszować się widokiem na przystań jachtową, fort i nieśmiało przebijające się w oddali morze.







No i ten spokój. Nie ma przepychania się, straganu na straganie, nagabywania, zaczepiania. Są tylko uśmiechnięci, przyjaźnie nastawieni ludzie. W pobliżu restauracji i małych knajpek unosi się przyjemny zapach pizzy i kawy. Nad morzem słychać tylko szum wody i odgłos wydawany przez ptaki. Trani poza naturalnym, nieturystycznym urokiem stanowi wspaniałą odskocznię od Bari. Wystarczy kilkanaście kilometrów by odnaleźć chwilę wytchnienia i spokoju.













  1. Przepiękne i urokliwe miejsce. Sprawia wrażenie, jakby można było się tam zatracić :) Niesamowita przygoda z biletem pociągowym a kwiaty cukinii na targu wyglądają przepięknie! Zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Apulia jest piękna! A przez to, że wyjątkowo mało turystyczna jak na Włochy to fantastycznie się ją zwiedza :) Polecam!

      Usuń
  2. Ale mi przypomniałaś! Byłaś w Lecce? Ja tam mieszkałam i stamtąd robiłam wypady po okolicy 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam! Jestem zachwycona Lecce :) Byłam tam w sobotę i zaskoczyło mnie, że prawie w ogóle nie było turystów! Zupełnie jak nie Włochy :) W ogóle cała Apulia pod tym względem jest zaskakująca. A przez to można dużo lepiej poznać jej piękno :)

      Usuń
  3. uwielbiam Apulię, ma tyle do zaoferowania, a nie jest tak oblegana przez turystów, jak Toskania czy Amalfia. Miejsc pięknych tu nie brakuje! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez to że jest mało turystów jest jeszcze piękniejsza! ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Podreptali ze mną

Znajdź mnie na zBLOGowani!



zBLOGowani.pl

Copyright © Podreptuję