Los Angeles. Zachwyca czy nie zachwyca?

Los Angeles, a więc Hollywood, centrum kina, siedziba gwiazd, stolica sławy, artystów i showbiznesu. Wywołało u mnie najbardziej skrajne odczucia ze wszystkich odwiedzonych miast w Stanach. Z jednej strony największe rozczarowanie, z drugiej ogromny zachwyt. Co poszło nie tak i skąd taka opinia?

Udało nam się nie przepuścić wszystkich pieniędzy w kasynie, zostawiliśmy za sobą Las Vegas i nocnym autobusem ruszyliśmy dalej na zachód, do Kalifornii, a konkretniej do Los Angeles.
Mieliśmy spore problemy z załatwieniem noclegu. Na dwa tygodnie przed przyjazdem odwołano nam zakwaterowanie z Airbnb bo była wielka ulewa i dom, w którym mieliśmy nocować, został zalany. Cudem udało nam się znaleźć względnie tani nocleg (ok.400 zł za noc) po czym w hostelu ukradziono koledze plecak z praktycznie wszystkimi rzeczami. Na szczęście dokumenty, laptop, pieniądze i kupione pamiątki miał w innym plecaku, który nie został zabrany. Przyjechała policja, spisali protokół i powiedzieli, że raczej nie ma szans na odzyskanie czegokolwiek. Wiadomo, plecak już pewnie rozłożony na czynniki pierwsze na jakimś bazarze...


Los Angeles odwiedziłam dwa razy. Najpierw ze znajomymi, a później jeszcze raz sama. Za pierwszym razem zwiedzaliśmy miasto, za drugim przyjechałam tylko dla Universal Hollywood Studio.

Znak Hollywood
Obowiązkowym punktem w Los Angeles był dla nas znak Hollywood. Najlepsze miejsce by zobaczyć go z bliska i zrobić najładniejsze zdjęcia to Obserwatorium Griffith. Biały budynek, położony na wzgórzu jest dobrze widoczny z daleka. Można tam się dostać na dwa sposoby. Pierwszy to autobus jadący z centrum pod Obserwatorium, a drugi to ścieżka pod górę. My wybraliśmy ścieżkę co dało nam możliwość zrobienia zdjęć panoramy miasta.



Samo Obserwatorium również jest bardzo interesujące. Wewnątrz możemy zobaczyć wahadło, poczytać o ciekawostkach astronomicznych, a o określonych godzinach zobaczyć kilka prezentowanych doświadczeń. Przed obserwatorium pole zielonej trawy stanowi idealne miejsce na piknik :) Widok na miasto, widok na znak, piękna pogoda - super pomysł na miłe spędzenie czasu.



Aleja Sław
Los Angeles kojarzy się przede wszystkim z filmem, Oscarami, gwiazdami. Jedna z najbardziej znanych ulic to Hollywood Boulevard gdzie na chodnikach znajduje się ponad 2000 gwiazd z nazwiskami słynnych osób. Spędziliśmy tam kilka godzin szukając swoich ulubionych postaci, również tych fikcyjnych.






Beverly Hills i Rodeo Drive
Beverly Hills to osobne miasto, znajdujące się w metropolii Los Angeles. Uznawane jest za najbardziej ekskluzywną miejscowość w Stanach Zjednoczonych. Tutaj mają domy sławni i bogaci ludzie - gwiazdy Hollywood.



Najsłynniejsza ulica w tym mieście w mieście to Rodeo Drive gdzie swoje sklepy mają m.in. Giorgio Armani, Hugo Boss, Gucci czy Versace.


Chodziliśmy po tych wszystkich słynnych miejscach, robiliśmy zdjęcia i przyznam szczerze, że tak naprawdę to nic mi się tam nie podobało. Miasto jest brudne, słynne miejsca wydają się sztuczne, wszędzie pełno ludzi. Być może byłam negatywnie nastawiona po tej sytuacji z kradzieżą, może spodziewałam się innego obrazu. Nie wiem. W każdym razie Los Angeles mnie nie zachwycało.

Plaża w Santa Monica
W tym całym szale zwiedzania, pstrykania zdjęć, ciągłego szukania ciekawych atrakcji potrzebowaliśmy wreszcie wakacji! Całe popołudnie spędziliśmy na plaży w Santa Monica, leniuchując, pijąc piwko, pływając w oceanie.
Tam na plaży, zobaczyłam jeden z piękniejszych zachodów słońca. Każdy ma jakieś takie małe życzenie wśród wielkich marzeń. I to właśnie było takie moje małe życzenie. To była pierwsza rzecz podczas wizyty, która naprawdę mi się podobała. Dopiero wtedy zaczęłam się cieszyć, że tu przyjechałam. Jednak to był ostatni punkt naszego wspólnego zwiedzania miasta. Nocą, autobusem, pojechaliśmy do San Francisco.





Universal Hollywood Studio
Miejscem, na którym mi bardzo mocno zależało było Universal Hollywood Studios. Odwiedziłam je kilka dni później, już podczas samodzielnej podróży. Sprawę miałam trochę utrudnioną, bo przyjechałam ponownie do LA tylko po to aby pójść do Studia. Nie miałam hotelu, wieczorem miałam kolejny autobus i w związku z tym nie miałam co zrobić z wielkim plecakiem. Szukałam jakiejś przechowalni, ale po pewnym czasie stwierdziłam, że skoro nic nie mogę znaleźć to trudno, będę liczyć na szczęście, może uda się zostawić na miejscu. Do samego Studia podjeżdża się takim autobuso-pociągiem. Podpytałam kierowcę czy będę miała co zrobić z bagażem, powiedział, że bez problemu zostawię w przechowalni.


 Już w kolejce do wejścia wzbudziłam spore zainteresowanie bo wszyscy z torebkami, małymi plecakami, a ja z 20 kilogramowym plecakiem na plecach i mniejszym z przodu. Ale to dopiero był początek... Czekała mnie jeszcze kontrola osobista. Rzecz jasna mój plecak nie zmieścił się w standardowych bramkach i skierowali mnie do bramki dla wózków. Czekałam z lekkim rozbawieniem co będzie się działo. W plecaku miałam całkiem sporo rzeczy, które zaliczane są do kategorii "niedozwolonych w bagażu podręcznym" zaczynając od kosmetyków powyżej 100ml, przez szklane butelki, a kończąc na scyzoryku. Plecak przejechał przez bramkę i radośnie zapikał. Pan sprawdzający spytał czy mam może w środku coś szklanego. Opowiedziałam mu, że tak (miałam 6 butelek piwa ze stanu Maine, które wiozłam dla przyjaciół i rodziny w Polsce). Na co on, że nie mogę wejść. Zaczęłam mu tłumaczyć, że wcale nie chcę z tym plecakiem chodzić. Powiedziano mi, że będę mogła zostawić go w przechowalni i chcę to zrobić od razu po wejściu. Zawołał drugiego pana, potem trzeciego i wszyscy razem debatowali co tu ze mną zrobić. W końcu się wkurzyłam i mówię, że ten plecak jest ciężki, nie mam ochoty z nim chodzić, chcę go tylko oddać i jeśli mają wątpliwości mogą mnie eskortować. Ku mojemu zaskoczeniu wpuścili mnie, ale dwóch z nich zaprowadziło mnie pod samo wejście do przechowalni...

Bilet wstępu do parku kosztuje 129$ za osobę dorosłą w przypadku wejścia 1-dniowego lub 159$ w przypadku wejścia 2-dniowego. Zdecydowanie bardziej polecam tą drugą opcję. Universal Hollywood Studios jest rewelacyjne i absolutnie warte swojej ceny. Ja niestety skorzystałam z pierwszej, ponieważ miałam tylko kilka godzin, udało mi się odwiedzić zaledwie część atrakcji, które dostępne są na miejscu. Natomiast na pewno tam wrócę!

Najlepszym, najbardziej niesamowitym i w ogóle wszystko naj naj jest Zamek Harry'ego Pottera. Według mnie to, co zostało tam zrobione, jest mistrzostwem świata technologicznego. Wsiadamy do takiego małego wagonika i jedziemy. Po kolei przez lata, przeżywając z bohaterami wszystkie przygody. Latamy na miotle, uciekamy przed smokiem, walczymy ze Śmierciożercami. Ma się przy tym uczucie jakby się było w kinie trójwymiarowym tylko bez okularów. Super, naprawdę super sprawa. W Studio przedstawione są też inne elementy ze świata młodego czarodzieja jak choćby wioska Hogsmeade, Hogwart Express czy Bijąca Wierzba. Można kupić różdżkę, wypić kremowe piwo, a nawet skosztować czekoladowej żaby. Dla każdego fana jest to obowiązkowe miejsce! Bardzo gorąco polecam!






 Ponadto byłam jeszcze w Parku Jurajskim, gdzie zostałam opluta przez wielkiego mechanicznego dinozaura :)
Zdążyłam w tym krótkim czasie zobaczyć jeszcze Świat Minionków i wybrać się na wycieczkę po planie filmowym. O ile nie jestem jakąś wielką fanką Minionków to była to podobna atrakcja co w przypadku Harry'ego. Krótka przejażdżka z postaciami z bajki, również zaprezentowana w trójwymiarze. Fantastyczna rzecz dla dzieci i wszystkich starszych fanów małych, żółtych potworków :)





 Natomiast plan filmowy zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Przez około godzinę jedzie się pociągiem po wiosce filmowej. Pokazane jest jak działają efekty specjalne w filmach. Jak to się dzieje, że w ciągu kilku chwil ulica zapełnia się wodą, a w kolejnej scenie już jest sucho. Jak wyglądają zza kulis wyścigi samochodowe albo jak atakuje rekin. Wszystko sprawnie zorganizowane i ukazane.

Podczas drugiej wizyty, moje zdanie o Los Angeles się nie zmieniło. Nadal uważam, że jest to najbrzydsze miasto jakie widziałam w Stanach, bardzo się nim zawiodłam, jest drogo i niebezpiecznie. Jednak z drugiej strony na pewno tam wrócę, bo Universal Hollywood Studios jest jedną z lepszych rzeczy jaką widziałam w całym kraju :)

To, co najbardziej nasuwa mi się na myśl po wizycie w Los Angeles to, że jest to miasto pełne skrajności i mogłoby być wspaniałymi miniobrazem całych Stanów. Im dłużej jechałam, zwiedzałam, odkrywałam, tym bardziej widziałam jak bardzo ten kraj jest inny od naszych wyobrażeń. Jak bardzo jest nieidealny, a po prostu zwyczajny.




Podreptali ze mną

Znajdź mnie na zBLOGowani!



zBLOGowani.pl

Copyright © Podreptuję