Welcome to fabulous Las Vegas

Kompletnie nic nie było w stanie przygotować mnie na ten widok. Wyobrażałam sobie tę chwilę mnóstwo razy i myślałam, że nie będę zaskoczona. Bardzo, bardzo się myliłam. Wielki Kanion. Jest naprawdę wielki, większy niż można sobie wyobrazić. Dopiero stojąc na jego krańcu można zobaczyć ten ogrom. Pokłonić się z szacunkiem naturze, która stworzyła coś tak niesamowitego.


Po zakończeniu pracy na campie wyruszyliśmy w główną podróż - ciągiem, bez powracania do pracy. Zaczęliśmy od wizyty w Las Vegas. Stolicy gier, kasyn, hazardu. Największym zaskoczeniem tego miasta są niskie ceny noclegów w wysokiej klasy hotelach. Za nasz, niczego sobie hotel o wdzięcznej nazwie Circus Circus zapłaciliśmy za 3 noce dla 4 osób 163 dolary, czyli około 600 zł co daje 50 zł za osobę za noc. Czyli wyszło całkiem nieźle. I takie właśnie tam są ceny. A hotel polecam bo naprawdę świetny! No i ma genialną zjeżdżalnię :)


Las Vegas jest fantastycznym miastem, położonym na środku pustyni gdzie dookoła nie ma nic. Naprawdę. Wystarczy wyjechać za miasto i znajdziemy się w środku niczego otoczeni górami i palącym słońcem. Natomiast jeśli zdecydujemy się zostać w mieście możemy doświadczyć czegoś niezwykłego. Otóż w tym jednym miejscu idąc główną ulicą - Las Vegas Belvedere znajdziemy się chociażby w Wenecji, Paryżu, Nowym Jorku a nawet w Egipcie. Hotele w Las Vegas przyjmują najróżniejsze kształty!






Pierwszy wieczór, poza spacerem po mieście, upłynął nam na tym, co dla Las Vegas najbardziej charakterystyczne, a więc na kasynach. Nastawieni na wygraną milionów, albo przynajmniej sfinansowaniu reszty podróży, a w drodze wyjątku chociaż na nie straceniu, wrzucaliśmy monety do maszyn. Milionów nie było, ale i nie straciliśmy :) Sukces!



Kolejny dzień przyniósł nam piękną pogodę i upalne słońce. Cały dzień chodziliśmy po mieście, robiliśmy zdjęcia, wygłupialiśmy się. Las Vegas wydaje się być bardzo bezpiecznym miastem. Jest mnóstwo ludzi, każdy chodzi z plastikowym kubkiem wypełnionym napojem, wszyscy się śmieją, bawią. Czuliśmy się bardziej jak na jakieś dobrej imprezie niż na ulicach miasta.



Oczywiście obowiązkowym punktem, który trzeba odwiedzić jest znak witający w mieście, chyba najsłynniejszy na świecie. Łatwo trafić do tego miejsca, znajduje się na głównej ulicy na wysokości lotniska. O tym, że idziemy w dobrym kierunku mówi nam już kilkanaście metrów wcześniej całkiem spora kolejka osób robiących zdjęcia.



Najważniejszą atrakcją wyjazdu w okolice Las Vegas był dla nas Wielki Kanion. Z tego miasta najłatwiej się do niego dostać mimo, że podróż zajmuje aż około 5 godzin w jedną stronę. Żeby bardzo się nie zmęczyć podróżą, a jednocześnie żeby było taniej, zdecydowaliśmy się na zorganizowaną wycieczkę. Jednodniowe wycieczki oferowane są przez najróżniejsze biura w mieście i Internecie. My wybraliśmy Tours4Fun i zwiedzanie najbardziej widowiskowej, południowej części Kanionu.



Wszystko byłoby super gdyby nie to, że staliśmy w korku i zamiast 3 godzin, pod Kanionem byliśmy 15 minut. A to zdecydowanie zbyt mało żeby w pełni pozachwycać się pięknem tego miejsca. Jednakże była to wystarczająca ilość czasu bym zrobiła wielkie WOW. No bo nie może być inaczej gdy idzie się ścieżką, wszędzie krzaki, suche badyle, a nagle za zakrętem pojawia się ogromna dziura w ziemi i nie da się nie stanąć w miejscu z takim sporym "O" na twarzy. I mimo tego, że jest pełno ludzi to można znaleźć chwilę dla siebie, popatrzeć w ciszy i obiecać sobie, że się tu wróci. Bardzo trafna jest też tabliczka informująca o tym, żeby przez chwilę nie robić zdjęć, nie pozować tylko poczuć. Bo to miejsce naprawdę robi wrażenie. Wręcz wgniata w ziemię. Sprawia, że z niepewnością i szacunkiem podchodzimy do natury. W tym miejscu widzimy swoją pozycję w świecie. Jak bardzo jesteśmy mali i nieznaczący wobec tego co nas otacza...








Podreptali ze mną

Znajdź mnie na zBLOGowani!



zBLOGowani.pl

Copyright © Podreptuję