Najsilniejszy prysznic Ameryki Północnej

Ogromny szum słychać był już długo długo przed tym, jak naszym oczom ukazała się rzeka. Ale to nie ona wywoływała taki odgłos. Szliśmy dalej i dalej za narastającym cały czas hałasem. I w pewnym momencie zobaczyliśmy jego przyczynę - wielki wodospad. Największy jaki kiedykolwiek widzieliśmy. Delikatna mgiełka wody cały czas osiadała na naszych twarzach i ubraniach, a my wpatrywaliśmy się jak zaczarowani gdy tony wody opadały z donośnym hukiem kilkanaście metrów w dół.

Staliśmy po amerykańskiej stronie miasta Niagara Falls. Po przeciwnej stronie rzeki znajdowała się już Kanada. Miasto położone na styku dwóch państw słynne jest z wodospadu o tej samej nazwie. Najsłynniejszego w obydwu krajach. Jednego z najsłynniejszych na świecie. To tu właśnie postanowiliśmy przyjechać, tym razem większą grupą, na kolejny mały urlop.


Wodospad Niagara, składa się właściwie z trzech wodospadów: najbardziej znanego Horseshoe Falls oraz American Falls i Bridal Veil Falls. W sumie rozciągają się na ponad kilometr długości! Woda spada z wysokości około 50m, a siła jest tak wielka, że napędza dwie elektrownie - po amerykańskiej i kanadyjskiej stronie.



Najpierw zrobiliśmy kilka obowiązkowych zdjęć. Nie było to wcale takie proste bo cały czas nasze aparaty i telefony były zraszane przez mgiełkę unoszącą się z wodospadu. Później, wraz z Paulą, zjechałyśmy windą wydrążoną w środku skały na sam dół Niagary. Przed wyjściem na zewnątrz zostałyśmy wyposażone w żółte płaszcze przeciwdeszczowe i gumowe sandały. Nie miało to jednak większego sensu bo po wyjściu i przejściu kilku kroków byłyśmy całkowicie przemoczone. Na dole huk spadającej wody był nieporównywalnie większy niż u góry. Nie dało się rozmawiać, krzyki ledwo było słychać. Na migi pokazywałyśmy sobie jak stanąć żeby zrobić zdjęcia, a i tak różnie wychodziły, bo tu już nie mgiełka, a fale wody zalewały nasze sprzęty fotograficzne.




Statkiem pod wodospad

Zarówno po amerykańskiej jak i kanadyjskiej stronie można wybrać się w rejs małym statkiem, który podpływa bardzo bliziutko pod opadającą ścianę wody. Ponownie otrzymaliśmy płaszcze przeciwdeszczowe (tym razem niebieskie) i ponownie na nic nam się zdały. Poza momentami gdy woda zalewała nam oczy, widok był niesamowity. Wodospad jest ogromny w porównaniu do łupinki, w której się znajdowaliśmy. Wydawało się, że jeszcze chwila, kilka metrów bliżej i wgniecie nas pod powierzchnię wody.




Kanadyjskie Niagara Falls

Na kanadyjską stronę miasta przechodzi się mostem wysoko nad rzeką. Widok na wodospad po drugiej stronie jest milion razy lepszy. Dopiero wtedy można zobaczyć jak ogromne jest to dzieło natury.






W tej części miasta znajduje się Skylon Tower, gdzie z wysokości 160m można podziwiać Niagarę i okolicę. Szczególnie duże wrażenie wodospad robi po zachodzie słońca kiedy jego jedna część jest oświetlona barwami Stanów Zjednoczonych, a druga Kanady.



Niagara Falls po stronie kanadyjskiej charakteryzuje się również bardziej urozmaiconym życiem nocnym. Na głównej ulicy można spotkać mnóstwo pubów, restauracji oraz innych atrakcji takich jak mini parki rozrywki.


Toronto

Z Niagara Falls do Toronto autobusem jedzie się około 2 godzin. Wyjechaliśmy wcześnie rano by spędzić w mieście cały dzień. Powitało nas pięknym słońcem, małą ilością ludzi i czystością. Spacerowaliśmy uliczkami, robiliśmy zdjęcia, m.in przy słynnym napisie miasta.



Wjechaliśmy również na najwyższą budowlę Toronto - C.N Tower. Widać stamtąd całe miasto, okolice, a przy dobrej widoczności podobno także wodospad. Nam się nie udało albo po prostu źle patrzyliśmy :)
C.N. Tower poza tym, że jest bardzo wysoka - 533,33m, posiada w pewnej części szklaną podłogę. Można tam spotkać tłumy odważnych, którzy siadają, a nawet kładą się na szybie i robią zdjęcia. Wrażenie niesamowite, wiele myśli przychodzi do głowy. No bo powierzchnia niby stabilna, ale nigdy nie wiadomo kiedy przyjdzie ten moment, że nie wytrzyma...




Cały dzień chodziliśmy po mieście, poza C.N. Tower byliśmy nad jeziorem Ontario, w pięknie odnowionej dzielnicy historycznej i Casa Loma - neogotyckim zamku. Nie udało nam się go jednak zwiedzić, ponieważ odbywał się tam ślub co jest bardzo popularne dla tego miejsca ze względu na jego wyjątkowość i urok.





Niagara Falls i Toronto to jedyne miejsca, które udało nam się odwiedzić w Kanadzie. Nie mieliśmy dużo czasu, trzeba było wrócić na camp. Jednak jestem przekonana, że jeszcze zawitam do tego kraju. Między innymi po to by spróbować popularnego lizaka z syropem klonowym, o czym (nie wiem jak to się stało!!!) zupełnie zapomniałam podczas tego krótkiego wypadu :)



Podreptali ze mną

Znajdź mnie na zBLOGowani!



zBLOGowani.pl

Copyright © Podreptuję